sobota

No i wlaśnie wtedy Yin się rozpłakała...

Po ponad dobie rejsu dopłynęliśmy wreszcie. O pierwszych wrażeniach z Korfu Town napiszę Wam kiedy indziej. Dość, że po kilkuset metrach spaceru (przerwanego tylko jedną kłótnią), doszlismy do dworca autobusowego. O szczęsny losie! Juz po 10 minutach siedzieliśmy w klimatyzowanym autobusie, wiozącym nas do Moraitiki. Jechal szybko i w trzy kwadranse byliśmy na miejscu. Jeszcze krótka konsultacja z miejscowymi, taksówka i jesteśmy na miejscu.

Jesteśmy dzień później, niż planowano,więc zamiast właścicielki wita nas jej mama - przemiła starsza Pani, mówiąca tylko po grecku. Nie przeszkodziło nam to jednak w dogadaniu się. Wprowadziła nas do pokoju i poszła. A my - torby w kąt i na balkon, podziwiać widok. No i wlaśnie wtedy Yin się rozpłakała ze szczęścia. Zobaczcie sami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz